Machając na pożegnanie niewidzialnej ręce:

Czego uczy nas Enron o konstrukcji systemu ekonomicznego

 

Autorka: Marjorie Kelly

 

Marzec 2002

 

Czasami jakieś małe rzeczy mówią nam wszystko. Taką małą rzeczą, która przypomina mi się uporczywie, jest historyjka o stworzeniu Enronu, kiedy to pierwotnie zamierzano go nazwać Enteronem, zanim ktoś się nie zorientował, że to greckie słowo oznacza „jelita”. I właśnie o to chodzi. Na końcu historia implozji Enronu nie ukazuje nam diabolicznej firmy, lecz wnętrzności naszej gospodarki.

Przedstawia ona wiele wewnętrznych problemów, przed jakimi stajemy: polityka kontrolowana przez gospodarkę, bogacenie się kierowników upadających przedsiębiorstw, tysiące ludzi tracących pracę, upadek planów emerytalnych 401 (k), chaos pozostawiony przez deregulację, rada dyrektorów uśpiona przy sterze. Wszystkie te motywy są obecne w operze mydlanej pod tytułem Enron, ale żaden z nich nie jest wyłącznie związany z Enronem. Ujawnione przez ten skandal problemy mają charakter ogólnoustrojowy. Zamieszane w skandal osoby mogły być wyjątkowo chciwe i amoralne, ale znalazły one wsparcie w systemie, który gloryfikuje chciwość, a zarazem osłabia etykę i odpowiedzialność.

Najbardziej podstawowe problemy Enronu są problemami systemu. Sprowadzają się one do dwóch, nie związanych ze sobą prawd:

1) Koncepcja nie regulowanego wolnego rynku ma wady i nadszedł czas, by pożegnać niewidzialną rękę.

2) Kierowanie firmą wyłącznie w celu maksymalizacji ceny akcji może zniszczyć zarówno cenę akcji, jak i całą firmę.

Są to fundamentalne wady teorii, wady naszej koncepcji rynków i naszej definicji sukcesu w biznesie. Są to wady konstrukcji systemu.  Poza smakowitymi opowieściami o łajdactwie w Enronie kryje się głębszy problem, a mianowicie – dlaczego system ten dał tyle władzy łajdakom i dlaczego było tak mało kontroli, by ich powstrzymać.

Główną przyczyną jest fakt, że powiedziano nam – i, co jeszcze bardziej niewiarygodne, wierzymy w to – że systemy kontroli są złe, ponieważ wolne rynki są dobre. Nie regulowane rynki są ideałem. Gdy pozwoli się korzyści własnej (np. chciwości) na jej magiczne działanie, najwyraźniej kieruje ona sprawami tak, by przyniosły korzyść wszystkim, jakby prowadzone niewidzialną ręką. Mit ten jest przekazywany w Podstawach ekonomii jak biblijna prawda, rutynowo głoszony w prasie ekonomicznej i sprzedawany za granicę jako lek na bolączki każdej gospodarki.

Jego fałszywość wychodziła na jaw wielokrotnie. Proszę przypomnieć sobie Wielką Depresję, kryzys oszczędności i pożyczek, czy też upadek azjatyckich gospodarek w latach 1997 – 98. Nie regulowane wolne rynki często prowadzą do katastrof.  Korzyść własna jest niewystarczającym regulatorem złożonej gospodarki. (Coś takiego!) Wygląda na to jednak, że musimy wciąż powtarzać tę samą lekcję.

Enron jest tu najnowszym przykładem. Proszę sobie przypomnieć kalifornijski eksperyment z deregulacją elektryczności. Na przesłuchaniu w Senacie w sprawie Enronu, sen. Barbara Boxer opowiedziała, w jaki sposób eksperyment doprowadził Kalifornię do „wykrwawienia się z powodu manipulowania cenami”. Szef Enronu, Jeffre Skilling przepowiadał, że deregulacja zaoszczędzi Kalifornii 9 miliardów dolarów rocznie. Sen. Boxer zauważyła, że zamiast tego łączne koszty energii tego stanu podskoczyły w ciągu jednego roku z siedmiu miliardów do 27 miliardów dolarów. Ceny wzrosły dramatycznie aż o 266 procent.

Nie przypadkowo poszybowały do góry także akcje Enronu. W 1998 r. przyniosły akcjonariuszom łączny świetny zysk rzędu 40 procent. W następnym roku – wspaniałe 58 procent. A w 2000 r. – zdumiewające 89 procent. Deregulacja istotnie zadziałała magicznie, zgodnie z jej projektem, zmieniając opcje akcyjne Skillinga w kopalnię złota, tuż przed doprowadzeniem firmy do ruiny.

Nie tylko Kalifornia padła ofiarą magicznego myślenia o deregulacji. Enron pomógł skłonić Massachusetts, Nowy Jork i Pensylwanię do deregulacji rynków energii. To samo uczynił z Waszyngtonem.

W 1993 r. Enron skłonił SEC do zwolnienia go z obowiązku przestrzegania przepisów Ustawy o Spółce Akcyjnej Usług Komunalnych (PUHCA), aktu prawnego z okresu Wielkiej Depresji, który zapobiegał dywersyfikacji działalności, podejmowaniu nie powiązanych, ryzykownych przedsięwzięć przez firmy świadczące usługi komunalne. Enron wstąpił na drogę dywersyfikacji, wiodącą ku jego zgubie. Kongresman Ed Markey (Demokrata z Massachusetts) stwierdził w związku z tym: „Bardo wątpię, że doszłoby do transakcji, które doprowadziły do upadku Enronu, gdyby podlegał on przepisom ustawy PUHCA”.

Drugi cios został zadany mitowi o deregulacji w 1997 roku, gdy firmę zwolniono z przestrzegania Ustawy o Kompaniach Inwestycyjnych z 1940 roku, pozwalając jej na pomijanie w księgowości zadłużenia zagranicznych siłowni. Doprowadziło to do utworzenia budzących wątpliwości zagranicznych spółek, które przyczyniły się do zguby firmy.

Trzeci cios przyszedł w 1999 roku, gdy Kongres unieważnił Ustawę Glassa – Steagalla z 1933 roku, która oddzielała bankowość komercyjną od inwestycyjnej. Pozwoliło to J.P. Morganowi, by posłużyć się jednym przykładem, uwikłać się w groźne konflikty interesów w związku z Enronem. J.P. Morgan gwarantował obligacje Enronu,  handlował z nim kontraktami na derywatywy, kupował akcje firmy i miał analityków finansowych zajmujących się Enronem (i zalecających kupowanie jego akcji aż do jego ostatecznego upadku), podczas gdy bank ten ryzykował miliardy w kredytach dla tegoż Enronu. Skuszony milionami z tytułu opłat dla banku inwestycyjnego, J.P. Morgan pozostał z workiem 2.6 miliarda dolarów zadłużenia Enronu. Właśnie takiej sytuacji miała zapobiegać Ustawa Glassa – Steagalla.

Można to kontynuować. Enron skutecznie oparł się przepisom regulującym handel derywatywami, a następnie używał takich transakcji do maskowania zadłużenia. Arthur Andersen pomógł odrzucić propozycję oddzielenia czynności kontrolnych i doradczych, co zadecydowało o jego niechęci do rzucania wyzwań klientowi. Biznesy wszelkich rodzajów stawiły opór wiarygodnemu rozliczaniu się z opcji akcyjnych, co doprowadziło do przesadnego opierania się na opcjach i w niektórych przypadkach do inflacji cen akcji.

Kolejno pozbywano się zabezpieczeń, które mogły zapobiec upadkowi. Warstwa po warstwie – usuwano istniejące zabezpieczenia. W rezultacie doprowadziło to Enron do katastrofy.

Co jest zdumiewające, to nie fakt dojścia do katastrofy, lecz to, że – po raz kolejny – daliśmy się nabrać na mit deregulacji, który nieubłaganie do niej doprowadził. Przełknęliśmy tę absurdalną bajeczkę o jakiejś niewidzialnej ręce.

Poprzednie pokolenie nie było tak naiwne. Ci, którzy przeżyli Wielką Depresję, dostrzegali absurdalność ekonomicznego leczenia wiarą („wierz tylko w wolne rynki, a wszelkie bolączki będą wyleczone”). Wiedzieli to, o czym my zapomnieliśmy. Nawet redaktorzy magazynu Fortune przyznali, w artykule redakcyjnym z czerwca 1938 roku, że tym co zawiodło w Wielkiej Depresji „była doktryna leseferyzmu”. Napisali oni, językiem, jaki pozbawiłby dziś pracy ekonomicznego dziennikarza: „Każdy biznesmen, który nie oszukuje sam siebie, wie, że biznes pozostawiony samemu sobie, prędzej czy później zapędzi się w inny 1930 rok”.

Albo w kryzys S i L. Albo w aferę z Medicare. Albo w Enron.

Jakby w stanie masowej hipnozy, zaprzeczyliśmy temu, co podpowiada nam głos wewnętrzny: teoria leseferyzmu zbankrutowała. Jest tylko mistyfikacją. Dlaczego było tak mało środków kontroli, by zastopować łajdactwo w Enronie? Ponieważ udawaliśmy, że ich nie potrzebujemy. Wierzyliśmy kramarzom, którzy sprzedali nam eliksir wolnych rynków.

Oczywiście, nie regulowane rynki nigdy nie są naprawdę nie regulowane. Skomplikowane interakcje ekonomiczne wymagają reguł. Istotne jest pytanie, kto tworzy te reguły: wybierani przedstawiciele służący dobru ogółu, czy finansowa elita służąca tylko sobie.

Jeśli chodzi o Enron, reguły tworzyli ludzie tacy jak jego prezesi, Kenneth Lay i Jeffrey Skilling, główny księgowy Andrew Fastow oraz powiązane z nimi potęgi finansowe. Jak wszystkie elity, woleli oni prowadzić sprawy bez publicznego nadzoru. Oto dlaczego niewidzialna ręka ciągle wysuwa się z grobu. Jak to pokazuję w mej książce Boskie prawo kapitału (Berrett-Koehler, List. 2001), mitologia wolnego rynku jest zasłoną dymną kryjącą prawdziwą naturę władzy elity, co bardzo przypomina boskie prawo królów. Pozwala to elitom rządzić naszą gospodarką we własnym interesie, bez zakłóceń i z pozorem prawnego uzasadnienia.

I tu dochodzimy do drugiego pytania odnośnie Enronu: Dlaczego konstrukcja systemu dała chciwości tyle siły? Dlatego, że było to w interesie finansowej elity obejmującej kierownictwo Enronu i Wall Street. Lay i Skilling byli „laserowo skupieni” na zysku akcjonariuszy, co doprowadziło do ich własnych zysków na opcjach. Udawało im się to tak dobrze – przy rocznych zyskach rzędu 40, 60, 90 procent – że nikt nie zadawał pytań. Tych, którzy je zadawali, spychano na bok, jak w przypadku Sherron Watkins i jej listu do Laya. Po co niepokoić kurę znoszącą tyle złotych jajek?

Po sprawie Enronu niektórzy nawoływali do lepszego zgrania interesów kierownictwa i akcjonariuszy. Jednak to zgranie interesów stanowiło właśnie problem. Gdy za sukces biznesu uznajemy jak najwyższą cenę akcji, szybująca wysoko cena uniemożliwia dostrzeganie problemów. Cóż może być złego? Biznes rozwija się lepiej, niż się komukolwiek śniło.

Nie zdajemy sobie sprawy, że kierowanie przedsiębiorstwem przy posługiwaniu się jedynym kryterium ceny akcji jest jak kierowanie odrzutowcem 747 z dążeniem do osiągnięcia maksymalnej prędkości. W procesie tym może on nam się rozpaść. Przypomina to farmera wyciskającego z pola coraz większe plony, aż gleba się wyjaławia i nic już nie rodzi. Podobnie sportowiec używa steroidów do budowy coraz większej masy mięśniowej, aż wreszcie niszczy sobie organizm.

Problemem Enronu nie był brak koncentracji na interesie akcjonariuszy. Problem polegał na braku prawdziwej możliwości kontroli czegokolwiek poza wartością akcji. Przyczyniło się to do swoistej manii, oderwania od rzeczywistości. I doprowadziło to do postawy mającej na celu osiąganie liczb wszelkimi koniecznymi środkami.

Jeśli maksymalizacja ceny akcji jest nieodpowiedzialną teorią zarządzania firmą, a deregulacja jest błędną teorią ekonomiczną, dostępne są już lepsze teorie. Intrygujące jest, że w czasie skandalu z Enronem film „Piękny umysł” kandydował do Oskara, ponieważ jego protagonista, John Nash, dostał Nagrodę Nobla za udowodnienie, że teoria Adama Smitha była wadliwa. Nash udowodnił matematycznie, że sam interes własny może prowadzić do katastrofy dla wszystkich. Jest bardziej prawdopodobne, że interes własny połączony z troską o dobro grupy przyniesie korzyści wszystkim.

Matematyka Nasha zrewolucjonizowała „teorię gier” i zajmuje centralne miejsce w „ekonomice ewolucyjnej”, która podkreśla, że współpraca jest tak samo istotna jak konkurencja. Jest to teoria bardziej rozwinięta niż koncepcja niewidzialnej ręki i odpowiedniejsza dla gospodarki, która stała się bardziej humanitarna niż arystokratyczny świat Smitha.

W świetle teorii Nasha, skandal z Enronem może nas doprowadzić do zakwestionowania naszych fundamentalnych założeń. Czy naprawdę wierzymy, że korporacje mają tylko robić pieniądze? Czy ważne jest dla nas, jak one robią pieniądze? Czy naprawdę ważna jest dla nas etyka i odpowiedzialność wobec społeczeństwa?

Jeśli są one ważne – potrzebujemy prawdziwej odpowiedzialności. Potrzebujemy faktycznych sankcji za naruszanie etyki, a nie lichego kodeksu etycznego, który zarząd Enronu mógł zignorować w dowolnej chwili, jak to uczynił pozwalając Fastowowi zrobić miliony na spółkach pomijanych w bilansie firmy.

Potrzebujemy systemu kontroli nie tylko jeśli chodzi o wartość akcji, ale także odnośnie publicznej odpowiedzialności. A to oznacza zmianę konstrukcji systemu. Obszerne rozważania  o tym, jak nowa konstrukcja może wyglądać, zawiera Boskie prawo kapitału, ale dla Enronu bardziej odpowiednia jest koncepcja stopniowanych kar za nieetyczne postępowanie.

I tak na przykład, firmy schwytane na fałszowaniu ksiąg mogłyby stracić swe wszystkie kontrakty rządowe. Postanowienie o odpowiedzialności federalnego kontraktora mogłoby zabronić organom państwowym zawierania umów z firmami jawnie łamiącymi przepisy prawa. Postanowienie takie wydał prezydent Clinton kończąc swe urzędowanie, ale zostało  ono unieważnione przez prezydenta Busha. Należy je przywrócić i uczynić permanentnym w drodze legislacyjnej.

Gdyby Enron miał w perspektywie utratę milionowych obrotów, nie rezygnowałby tak beztrosko z przestrzegania zasad etycznych. Watkins miałby możliwość skontaktowania się z radą dyrektorów, a rada byłaby skłonna słuchać, jako że w grę wchodziły realne konsekwencje finansowe.

Zastosowanie poważniejszej kary sugerował prokurator generalny stanu Connecticut, który radził cofnąć licencję Arthurow Andersenowi, tak że nie mógłby on dłużej prowadzić interesów w tym stanie. Gdyby wszystkie firmy rozrachunkowe – i wszystkie przedsiębiorstwa – wiedziały o możliwości takiej maksymalnej sankcji, byłyby mniej skłonne do przeciągania struny. Zobaczylibyśmy, że zasady moralne i odpowiedzialność naprawdę się liczą.

Najistotniejsza nauka płynąca ze sprawy Enronu mówi nam, że konstrukcja efektywnego systemu wymaga naszego świadomego wyboru. Nie można tego zostawić jakiejś niewidzialnej ręce. Nadszedł czas, by ten straszący rekwizyt odesłać z powrotem tam, gdzie jego miejsce – do grobu.

Marjorie Kelly (MarjorieHK@aol.com) wydaje w Minneapolis Business Ethics magazine i jest autorką opublikowanej niedawno książki The Divine Right of Capital (Berrett-Koehler, listopad 2001, www.DivineRightofCapital.com), której fragmenty wykorzystano tutaj.

Notka dla redaktorów: Artykuł ten ukazał się w San Francisco Chronicle, w niedzielę, 24 lutego 2002 r. Nabyto tylko prawo pierwszej publikacji. Artykuł jest dostępny BEZPŁATNIE do przedruku w innych publikacjach lub witrynach internetowych bez dalszych zezwoleń. Proszę przesłać wycinki do Business Ethics, PO Box 8439, Minneapolis, MN 55408. BizEthics@aol.com. Tel.: 612-879-0695.